Jeden z rezultatów pandemii koronawirusa, jakim był paraliż ruchu lotniczego, który zepchnął wiele linii na krawędź bankructwa bądź doprowadził do ich upadku, zapewne ucieszył klimatystów, upatrujących w samolotach i pozostawianym przez nie tzw. śladzie węglowym jednej z głównych przyczyn zbliżającego się (ich zdaniem) upadku naszej cywilizacji.
Dlatego stopniowe przywracanie połączeń i powrót samolotów na niebo musiało wywołać u części z nich poczucie gniewu. Jak doniosły szwedzkie media, objawiło się to zorganizowanymi akcjami, których celem stały się lotniska i obsługiwany przez nie ruch pasażerski.
Według portalu telewizji SVT, 30 czerwca 2020 r. w Landvetter - porcie lotniczym Göteborga - kilkunastoosobowa grupa demonstrantów, przedstawiających się jako członkowie "ekologicznego" ruchu Extinction Rebellion, urządziła demonstrację, a dwóch aktywistów, którzy weszli na pokład jednego z rejsowych samolotów SAS, uniemożliwiło jego planowy odlot. Interweniowała policja, aresztując intruzów.
Jak podał szwedzki portal Kvällsposten, dzień wcześniej, 29 czerwca, inna, licząca 10 osób grupa członków Extinction Rebellion przeprowadziła podobną akcję na lotnisku w Ängelholm w Skanii. Piątka aktywistów, posiadając bilety na rejs do Sztokholmu, weszła na płytę lotniska, ale tuż przed wejściem na pokład samolotu SAS rozwinęła transparent z napisem "Ratuj środowisko". Korzystając z zamieszania, jedna z aktywistek? przykleiła się do części dziobowej samolotu. Opóźnienie wyniosło godzinę, a uczestnicy tej "akcji" zostali zatrzymani przez policję.
Wygląda na to, że po hasłach przyszła kolej na czyny. Pytanie, jak dalej będzie przebiegała walka z lotnictwem i czy nie przybierze ona bardziej drastycznych form.
Źródła: SVT, Kvällsposten
Ilustracja: SVT.se
|