Czas covidu i ograniczeń związanych z zagranicznymi wojażami znacząco wpłynął na turystykę krajową w Norwegii. Jednym z miejsc, które przeżyły wzmożony napływ turystów, były Lofoty. Według miejscowej organizacji turystycznej, problemów jest coraz więcej - począwszy od braku miejsc do parkowania, a skończywszy na presji środowiskowej. W każdym z tych przypadków coraz dotkliwiej skutki odczuwają mieszkańcy archipelagu - zwłaszcza dewastację otoczenia. Co gorsza, tutejsze gminy przy stosunkowo nielicznej populacji nie są w stanie wygospodarować dodatkowych środków na zapobieganie negatywnym skutkom wzmożonego napływu turystów.
Stąd pomysł, by gości obciążyć opłatą, znaną w wielu innych krajach jako "podatek turystyczny" bądź "opłata klimatyczna". W Norwegii do tej pory tego typu obciążeń nie stosowano, ale ostatnie sezony skłoniły władze krajowe do rozważenia wprowadzenia tego typu opłat - pilotażowo w regionie Fiordów Norwegii i właśnie na Lofotach.
Przy czym na Lofotach postulowana jest alternatywna metoda pobierania podatku - zamiast uiszczania go w obiektach noclegowych, gdzie ustaloną kwotę automatycznie dolicza się do kosztu noclegu, propozycja dotyczy skanowania tablic rejestracyjnych samochodów i na tej podstawie wyliczania podatku.
Dyskusja na temat trwa, pojawiły się bowiem głosy krytyki pod adresem tego typu rozwiązań. Decyzję o ewentualnym wprowadzeniu opłat może podjąć wyłącznie norweski rząd, a konkretnie - ministerstwo transportu i komunikacji.
Fot. Ivan Bertona
|