W związku z rosnącym zagrożeniem ze strony Federacji Rosyjskiej rozważane są różne opcje wzmocnienia sił NATO w regionie bałtyckim, w tym na duńskiej wyspie Bornholm. Z uwagi na jej strategiczne położenie, a w związku z tym duże zainteresowanie ze strony rosyjskiego lotnictwa, Dania skierowała w lutym dwa samoloty myśliwskie F-16 do bezpośredniej obrony przestrzeni powietrznej wokół wyspy. Pojawiła się także koncepcja wysłania na wyspę sił NATO - przede wszystkim żołnierzy amerykańskich.
Przeciwko wzmocnieniu wojskowego garnizonu Bornholmu stanowczo opowiedziała się - ustami swojego ambasadora w Kopenhadze - Rosja. Powołano się przy tym na ustalenia z 1946 roku, kiedy to Armia Czerwona opuściła Bornholm - jedyny skrawek Zachodu, poza Austrią i częścią Niemiec, gdzie Sowieci ustanowili władze okupacyjne.
Nie trzeba było długo czekać, by w sukurs rosyjskiemu stanowisku pospieszyli tzw. "pożyteczni idioci" - nazwani tak przez samych Rosjan, a ściślej - przez Lenina - przedstawiciele zachodnioeuropejskiej lewicy. W przypadku Bornholmu jest to Enhedslisten - mający tu większość "czerwono-zielony" blok, złożony z socjalistów i "zielonych".
Kierownictwo lokalnego Enhedslisten wezwało zarząd wyspy, by ten nie dopuścił do skierowania na Bornholm jakichkolwiek żołnierzy sił NATO, a już zwłaszcza żołnierzy amerykańskich. Wezwano przy tym do zademonstrowania sprzeciwu przeciwko dyslokacji NATOwskich jednostek. Na rynku w R?nne pojawiła się nawet grupka protestujących, przy okazji promujących ideologię LGBT.
Co ważne, rada gminy Bornholm nie ma wpływu na decyzje dotyczące obronności. Te leżą w sferze kompetencji Ministerstwa Obrony Danii. Nie przeszkadzało to jednak demonstrującym, którzy w szczątkowej liczbie pojawili się na rynku w R?nne - stolicy Bornholmu, o czym doniósł serwis bornholmskiej stacji telewizyjnej TV2 Bornholm.
Ilustracja: TV2 Bornholm (www.tv2bornholm.dk)
|