Epidemia koronawirusa najszybciej i najmocniej dotknęła branżę turystyczną. Szczególnie odczuły to małe, często rodzinne firmy z północy Skandynawii, zorientowane na zimowe aktywności.
Pierwsze symptomy kryzysu pojawiły się w połowie stycznia, gdy za kręgiem polarnym odnotowano mniejszą liczbę turystów z Azji - głównie z Chin, na których wielu tamtejszych przedsiębiorców się nastawiło. Począwszy od 27 stycznia 2020 r., gdy chiński rząd wstrzymał wyloty grup turystycznych, było już tylko gorzej. Decyzja o zamknięciu 13 marca granic Norwegii i paraliż komunikacyjny dopełniły czary goryczy.
W niezwykle trudnej sytuacji znalazły się np. małe firmy oferujące rajdy psimi zaprzęgami. Tego typu przypadek opisuje serwis TheBarentsObserver.com, przedstawiając jedną z norweskich mikrofirm działających w Pasviku, przy granicy z Rosją. Działający od 2004 roku, budowany mozolnie od podstaw biznes prosperował doskonale - sezon zimowy 2019/2020 był w całości zarezerwowany. Teraz, w obliczu pandemii, nie tylko zabrakło klientów - aż 90% z nich pochodziło z zagranicy, ale i zaczęło brakować środków na utrzymanie liczącego ponad 40 zwierząt stada psów husky. Stałe, wysokie wydatki na karmę i opiekę weterynaryjną zmusiły właścicielkę do zwrócenia się o pomoc za pomocą platform crowfundingowych. Zaproponowała także członkom miejscowej społeczności, by wzięli do siebie psy jako "sezonowych przyjaciół" - do czasu poprawy sytuacji.
Jak podał 31 marca 2020 r. serwis NHO Reiseliv (Norwegian Hospitality Association, www.nhoreiseliv.no) - stowarzyszenia skupiającego około 3300 norweskich przedsiębiorców działających w branży turystycznej i okołoturystycznej, aż 6 na 10 ankietowanych członków obawia się bankructwa, natomiast 9 na 10 podjęło decyzje o zwolnieniu pracowników. W wyniku tego procesu, zajęcie straci ponad 125 tys. osób. M.in. dzięki interwencji NHO Reiseliv norweski rząd będzie wypłacał przedsiębiorcom z branży turystycznej rekompensaty.
|